Nikogo jeszcze nie było na brzegu zatoki, lecz, rozejrzawszy się uważnie, Alfred spostrzegł nowe rzeczy, których wczoraj stanowczo tu nie było.
Na kępie na wetkniętym w ziemię drągu powiewała flaga angielska, dwie inne trzepotały na wietrze z obydwuch brzegów, tuż przy wejściu do zatoki.
— Hm... — mruknął chłopak. — Ten Anglik wyprzedził wszystkich, zajął najlepsze miejsce i, zamknąwszy wyjście i dostęp do zatoki, będzie panował niepodzielnie.
Zaczął się namyślać nad wyborem terenu dla Francuzeczki.
— Zbudujemy miasto na samym końcu zatoki, bo w tem wąskiem miejscu łatwiej będzie nam się bronić, a zresztą cała zatoka otworem stoi przed nami. I tak na pełne jezioro nie będziemy wypływali!
Po Alfredzie wkrótce nadbiegł Hans. Ujrzawszy flagi Joego, zacisnął pięści i krzyknął:
— Pośpieszył się i zajął strategiczny punkt!
Minęła jeszcze godzina, gdy wszyscy byli już przy pracy.
Manon planowała „ogrody wersalskie“, mające tarasami zbiegać ku wodzie; Alfred zaś wznosił na brzegu mury, składając je z kamieni i podpierając wbijanemi w ziemię odłamkami desek.
Joe i Borys przybyli z całą armją „robotników“. Byli to wynajęci chłopcy uliczni.
Joe z powagą oznajmił, że są to angielskie wojska kolonjalne; rozkazywał im, co mają robić, a łobuzy, pewni zapłaty, pracowali starannie, wbiegali do wody, wznosząc na kępie wały i wysokie mury.
Borys armję swoją nazywał „Azjatami“ i odrazu stawiał dwa miasta: jedno — małe nad brzegiem, które miało być Kronsztadtem, drugie — o kilka metrów dalej, pomiędzy pagórkami piasku — Petersburgiem.
Hans czekał, aż wszyscy rozpoczną pracę. Gdy zobaczył, że towarzysze zajęci są robotą, długo stał na brzegu i rozważał.
Nareszcie tupnął nogą i mruknął:
— Tu!
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/28
Ta strona została przepisana.