politykę, nie licząc się z istotnemi potrzebami słabszych.
Spostrzegł to Alfred Małachowski i ze śmiechem zwrócił uwagę Leystona na panujący nastrój.
— Widzisz, Joe, nawet tu nikt nie zapomina o wojnie!
— O! — odparł Anglik, pogardliwie podnosząc ramiona. — Przepędzę tych gentlemenów kilka kilometrów po górach, to nietylko staną się pacyfistami, lecz wprost się poddadzą, prosząc o wypoczynek i dobry obiad!
— Niezły sposób na zmianę polityki światowej! — zaśmiał się Roy.
Henryk był podniecony i niespokojny.
Nic nie jadł i co chwila podbiegał do okna, skąd roztaczał się obszerny widok na pola lodowe i okrągłe, kopulaste szczyty, pokryte błyszczącym w słońcu śniegiem.
— Prędzej! Prędzej! — prosił, dotykając ręki Joego. — Chodźmy już! Dlaczego ci panowie tak długo jedzą?
Wszyscy się śmieli z niecierpliwości chłopaka.
— Każdą rzecz należy robić systematycznie, my dear Henry! — upominał go Leyston. — Plan został ułożony i będzie wykonany. Uspokój się! Widzisz ten daleki szczyt? Będziesz stał na jego najwyższym cyplu! Rozumiesz?
Henryk, którego nie wzruszyła teorja Joego o systematyczności, na wieść o najwyższym cyplu, pochylił się i nieznacznie musnął ustami policzek przyjaciela.
Nareszcie całe towarzystwo wyległo przed hotel i alpinista, dawszy kilka niezbędnych wskazówek, ruszył naprzód.
Wejście było ciężkie.
Kamienista ścieżka, co chwila przegradzana odłamami skał i głębokiemi szczelinami, pięła się zboczem strojnego urwiska w nagłych zakrętach i zygzakach.
Turyści wyciągnęli się długim sznurem na znacznej przestrzeni. Na samym końcu szli opaśli bankierzy i starsi uczestnicy wycieczki.
Na czele szybko sunął naprzód wprawny, wytrenowany przewodnik alpejski, a tuż przy nim Henryk
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/286
Ta strona została przepisana.