Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/33

Ta strona została przepisana.

Manon, wcisnąwszy twarz w drobne dłonie, stała bez ruchu, wyczuwając całą istotą swoją grozę chwili. Joe i Hans bladzi, z błyszczącemi oczami, śledzili walkę, pierwszą w ich życiu poważną walkę.
Alfred zmuszał cięższego od siebie i wyższego Borysa do obracania się wkółko, szybko atakując go z różnych stron i coraz uporczywiej nacierając. Zdawało się, że pozostaje nieczuły na straszliwe ciosy, że nic nie może pozbawić go sił i woli do walki. Wszyscy rozumieli, że nie zna strachu przed rosłym, silnym Rosjaninem i że postanowił zmóc go lub zginąć.
Joe, znawca boksu, pojął, że Alfred posiada system, nie robi niepotrzebnych ruchów i zamierza znużyć przeciwnika.
Well! — syknął z zadowoleniem, spostrzegłszy, że Borys, już zmęczony, kilka razy uderzał pięściami w powietrze i, przechylając się przy zamachu, otrzymywał ciosy od Afreda.
Upłynęło jeszcze kilka minut. Nagle Borys z krzykiem bólu zgiął się we dwoje, ugodzony pięścią w brzuch, a po chwili, rozkładając ręce, odrzucił się w tył i padł nawznak, zemdlony.
Alfred położył przeciwnika, uderzywszy go w brodę i pomiędzy oczy.
Mały Polak z pokrwawioną twarzą podszedł do leżącego wroga i postawił mu nogę na piersi.
Well! — zawyrokował Joe.
— Zuch z ciebie! — zawołał Hans.
Manon, przycisnąwszy ręce do piersi, szeptała:
— Alfredzie... biedny, mały Alfredzie!...
Chłopak nic nie odpowiedział, bo nagle zatoczył się i padł nieprzytomny.


ROZDZIAŁ III.

Porty i miasta nad „Zatoką Przyjaźni“ stały samotne. Na murach siadywały tylko rybitwy lub wrony, a wśród wałów śmigały jaszczurki i skakały żaby.
Gromadka przyjaciół nie przychodziła tu przez kilka dni, wzburzona zajściem.