von Essen, towarzysz moich zabaw dziecinnych z przed siedmiu lat. Jakie to dziwne, spotkać znajomego po tak długim czasie!
Siwy jegomość uśmiechnął się pobłażliwie.
— Tak! — rzekł. — Później, w wieku dojrzałym podobna różnica nie jest tak uderzająca.
— Naturalnie, — zgodziła się, podnosząc na ojca ciemne, poważne oczy.
Po chwili zmarszczyła brwi i zaczęła patrzeć na jezioro. Spostrzegła bowiem jakiegoś młodzieńca, który wcisnąwszy monokl w oko, natarczywie przyglądał się jej. Czuła, że ogarnia wzrokiem całą jej postać, zarysowującą się pod lekką białą sukienką, zatrzymuje się na dużym węźle kruczych włosów, spiętych na karku, ślizga się po wiotkiej kibici i osuwa wzrok na drobne stopy.
— Patrzeć tak bezczelnie, no! — pomyślała oburzona i zwróciła na natręta śmiałe, błyszczące gniewem oczy.
Monokl wypadł z oka, a twarz młodzieńca radośnie się uśmiechnęła.
Wyciągnął ręce i szedł ku niej, mówiąc:
— Manon... Miss Manon de Chevalier. Patrzę na panią już dwa dni, szukam w całej postaci dawnej Manon i — ciągle wątpiłem! Dopiero teraz, gdy pani rozgniewała się, widzę, że nie omyliłem się. Może, miss raczy sobie przypomnieć Joego Leystona i nasze przymierze podczas wojny w „Zatoce Przyjaźni?!“
Zaśmiał się suchym śmiechem, krzywiąc usta.
Manon, filuternie zacisnąwszy wargi, rzekła z lekkiem szyderstwem:
— „O!“ Tak często mawiał mój przyjaciel Joe.
— Mam do dziś ten sam sposób określania swego stosunku do ludzi i ich słów, — zauważył spokojnie.
— Może i o mnie pan zawyrokuje swojem niezmiennem „O?“ — zapytała.
— No! — zaprzeczył. — Gdy patrzę na miss powtarzam ciągle: „well“, tylko — „well!“
— Przedstawię pana memu ojcu, — rzekła Manon.
Panowie uścisnęli sobie dłonie.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/49
Ta strona została przepisana.