Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/54

Ta strona została przepisana.

chrześcijaninem w porównaniu z najbardziej nabożnym człowiekiem naszych czasów, chętnie powtarzającym frazesy o miłości i przebaczeniu!
Zaśmiali się oboje nad jaskrawym i śmiałym paradoksem, lecz pan Chevalier zauważył.
— W tem jest dużo prawdy... Nie było to powiedziane tylko dla efektu...
— Ojcze! — poprosiła Manon. Gdy się skończą te wszystkie sportowe widowiska, pozwól, że zaproszę do nas na obiad starych przyjaciół Joego, Hansa, Roya i Borysa. Sprawi mi to przyjemność! Spotkać towarzyszy z lat dziecinnych — to bardzo miło, a, wątpię, czy zbierzemy się jeszcze kiedyś tak razem.
— Ależ naturalnie, moje dziecko! — rzekł ojciec. — Mama, z pewnością, nic nie będzie miała przeciwko temu!
Po południu państwo Chevalier razem z Manon zajęli miejsce na trybunie.
Na torze rozjeżdżali zapaśnicy, przygotowując się do wyścigu i innych popisów.
Cała publiczność zwróciła uwagę na piękną postać jeźdźca w cudzoziemskim uniformie oficerskim.
— Kto to jest? — zapytał pan Chevalier jakiegoś urzędnika z zieloną kokardą w klapie tużurka.
— Ten, w białym mundurze? — odparł, wskazując jeźdźca. — To rosyjski oficer gwardji cesarskiej Borys... Borys...
Urzędnik nie mógł przypomnieć sobie nazwiska.
— Borys Suzdalskij — podpowiedziała z uśmiechem Manon.
— Tak, tak! Jedzie na klaczy „Irma“, należącej do stadniny samego cara. Piękny koń — faworyt dzisiejszy!
Tymczasem na trybunie sędziowskiej rozległ się dzwon.
Jeźdźcy zaczęli zjeżdżać z pola i ustawiać się w jedną linię.
Manon uważnie przyglądała się Borysowi. Nie poznałaby go.
Był to piękny mężczyzna o smagłej, śmiałej twarzy, szeroko rozwartych oczach i miękkich, prawie dziecinnych ustach.