Biały mundur i obcisłe rejtuzy oblegały silną, zgrabną figurę, biała czapka z czerwonym paskiem, zsunięta na tył głowy, odkrywała wysokie marzycielskie czoło.
Siedział na siodle jak posąg i niedbale oglądał przeciwników.
Obok Rosjanina stał skupiony w sobie oficer szwajcarski w szaro-zielonym mundurze i w czapce z wystającym daszkiem.
Za nim, zgarnąwszy trenzle, wstrzymywał rwącego się konia, angielski jokey.
Mały, chudy jeździec siedział pochylony nad karkiem rasowej klaczy. Żadnego wzruszenia nie można było zauważyć na długiej, piegowatej twarzy. Patrzał wprost przed siebie jasnemi, niemrugającemi oczami i lekkiemi ruchami uspakajał wierzchowca.
Podniosła się i opadła sygnałowa flaga. Szereg jeźdźców ruszył z kopyta.
Niedługo jednak biegły konie w łamiącym się co chwila szyku, bo „Irma“ odrazu wysunęła się naprzód i, nabrawszy rozpędu, galopowała, rozdymając chrapy i ledwie dotykając ziemi.
Borys, pochylony naprzód, bódł ostrogami boki konia i podniecał go głośnemi okrzykami.
Z gromady zapaśników tuż za „Irmą“ pędził mały jokey angielski, a przy nim szwajcarski oficer.
Gdy przebiegali przed trybunami, pozostawiwszy daleko za sobą innych współzawodników, Manon spostrzegła na twarzy Anglika ten sam zaciekły upór, jaki widziała w oczach Joego, gdy w parku Mon-Repos grał z nią w tennisa, lub gdy ścigał się z Hansem. Ujrzała też czające się na zaciśniętych ustach spokojne okrucieństwo, to samo, z jakim niegdyś Joe ciskał kamienie z Manon-Isle.
— Panująca anglo-saska rasa! — pomyślała dziewczyna.
Szwajcarski oficer zachowywał też zupełny spokój i prowadził konia pewnemi ruchami. Jednak był to inny spokój, odmienny od angielskiego. Nie był to upór, zimny i wszechwładny, lecz raczej pewność, oparta na sumienności i rozwadze.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/55
Ta strona została przepisana.