— Wola bez szkoły, mój panie... — zaczął młody człowiek.
— Wola, tylko wola, sir! — wyniośle przerwał mu Anglik i poszedł ku wyjściu.
— Chciałbym widzieć takiego pana z jego wolą na kulawej szkapie! — starał się pokryć żartem swoje zmieszanie młody człowiek, patrząc na pana Chevalier i śmiejąc się.
— Upewniam pana, że Anglicy umieją swoją wolą nietylko z kulawej szkapy zrobić klacz wyścigową, lecz nawet pobić Niezwyciężoną Armadę i Napoleona, bo wiedzą, czego chcą i do czego dążą — odparł pan Chevalier, surowo patrząc na młodzieńca. — My — Francuzi nie powinniśmy lekceważyć tej zdolności naszych sąsiadów z tamtej strony kanału!
— Pan, jak widzę, jest anglofilem! — szyderczym głosem mruknął zbity z tropu młodzieniec.
— Bynajmniej! — żywo odpowiedział pan Chevalier. — Jednak, gdyby kiedyś wyniknęła wojna, wolałbym mieć Niemców za wrogów, niż Anglików, mój panie...
— Rzecz gustu... — mruknął znowu młodzieniec, zupełnie zmieszany.
Pan Chevalier spojrzał na niego z góry i już więcej nie zwracał żadnej uwagi na przygodnego oponenta.
Manon siedziała milcząca. Przypomniała sobie ciemną aleję Mon-Repos, gdzie znacznie silniejszy Borys, mimo, że bił się z drapieżnością i dzikiem okrucieństwem, uległ słabszemu Alfredowi Małachowskiemu; później odtworzyła sobie brutalny obraz napadu Borysa na Patrie-en-fleurs i Power-City, gdy z bandą wyrostków burzył mury i gmachy, wykrzykując przekleństwa i śmiejąc się bezmyślnie.
— Nie zmienił się Borys, a może jest to cecha jego narodu? — pomyślała z westchnieniem i mimowoli zgodziła się z ojcem, gdy mówił o Anglikach.
Myśl jej pobiegła ku Alfredowi. Tenby się cieszył, widząc porażkę swego wroga!
— Gdzie on teraz? Co robi? Czy żyje? — pytała siebie, widząc wyraźnie ciemne, śmiałe oczy Alfreda i poważną, trochę ponurą twarz chłopaka. — Czy zmienił się bardzo? Pewno nie poznałabym go!...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/57
Ta strona została przepisana.