i jednostajne. Kroczymy własną drogą powoli naprzód ku nieznanemu celowi. Z pannami to inna sprawa! Jest to materjał nietrwały, podlegający ciągłym zmianom.
Zaśmiał się i usiadł, starannie obciągając na sobie biały kostjum flanelowy, doskonale oblegający zgrabną, wyniosłą postać.
Joe Leyston, wyczekawszy aż usiądzie Manon, zajął miejsce na trzcinowej kanapce. Hans, uścisnąwszy drobną dłoń dziewczyny, odszedł na stronę i zaczął wybijać popiół z fajki do zielonej kadzi z kwitnącym oleandrem.
Po chwili umieścił się naprzeciwko Manon i przyglądał się jej z nieukrywanem rozrzewnieniem.
Słońce padało na piękną dziewczynę, złociło i połyskiwało na białym jedwabiu sukienki, różowiło smagłą skórę, zapalało ogniki w piwnych oczach i na koniuszczkach zbłąkanych nad czołem czarnych loków.
— Marzenie! — myślał Hans, ogarniając wzrokiem wiotką kibić i dziewiczą pierś, spokojnie wznoszącą się pod lekką jedwabną tkaniną.
Młodzi mężczyźni uważnie badali siedzącą przed nimi panienkę, na jaką wyrosła mała, kapryśna, zawsze wesoła Manon.
— Piękny, barwny motyl wyfrunął z drobnej poczwarki! — zauważył Borys, bezceremonjalnie patrząc na Manon i odsłaniając białe zęby.
Spuściła oczy i tak, jak dawniej, obciągnęła na sobie sukienkę, poprawiła kołnierz bluzki, czując, że zmrużone, jarzące się oczy pięknego młodzieńca ogarniają jej kibić i ślizgają się wzdłuż wysmukłych bioder.
— Motyl — to słabe porównanie! — zaprotestował Hans. — Nie jest pani podobna do motyla, o, nie! Gdybym miał porównać, powiedziałbym, że była pani kawałeczkiem błyszczącego kryształami kamyka barwnego, a gdy go rozbito, ukazał się brylant, ukryty w nim!...
— Ależ, panie Hansie, nikt mnie nie rozbijał, upewniam pana! — ze śmiechem odparła Manon.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/61
Ta strona została przepisana.