tak zechciał pan zdobyć serce panny Manon, walcząc o nią z nami...
— O! — wyrwało się Joemu i usta jego skrzywiły się z wyrazem niesmaku. — Co za porównanie!...
W tej chwili do hallu wpadł zdyszany Roy Wilson.
— Przepraszam! — zawołał, witając się z Manon i jej gośćmi. — Spóźniłem się? Nie? No to bardzo się cieszę! Byłem zmuszony, jako zwycięzca na polu foot-ball’owem, być rozjemcą w sporze dwuch ekip i to mnie zatrzymało.
Potężny Roy, o szerokiej, dużej, otwartej twarzy i jasnych, młodzieńczych oczach usiadł, wyciągając muskularne nogi.
— Ha! rzekł. — Widziałem pana, panie Leyston, wczoraj na finiszu. Biegł pan świeży i suchy, niby dopieroco wyruszywszy ze startu. Doskonała forma i pierwszorzędny trening! Winszuję!
Joe, zrzuciwszy z oka monokl, pochylił głowę w stronę mówiącego, chciał coś powiedzieć, lecz natychmiast się podniósł, spostrzegłszy wchodzących państwa Chevalier.
Zaczęły się powitania i po chwili wszyscy przeszli do sali jadalnej, gdzie był przygotowany stół, przybrany kwiatami.
Rozmowa toczyła się wokoło wesołych dni, pełnych zabaw i widowisk, omawiano spotkanie się na balu, który miał być kulminacyjnym punktem światowego życia Genewy.
Jednak pan de Chevalier, lubujący się w polityce, wkrótce naprowadził rozmowę na inne tematy.
— Ogólny stan w Europie jest nader naprężony, — rzekł. — W kołach miarodajnych zaczynają poważnie obawiać się wojny i z tem już się liczą...
— Będzie tak, jak zechce Wielka Brytanja! — sentencjonalnym głosem oznajmił Joe.
Wszyscy mimowoli podnieśli głowy i patrzyli na młodego dyplomatę.
— Yes! — ciągnął twardym głosem Anglik. — Jeżeli to nie będzie odpowiadało zamiarom i celom Anglji, potrafi ona zażegnać wybuch wojny. Jeżeli zaś uzna ją za pożyteczną, wyniknie krwawa i długa walka.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/63
Ta strona została przepisana.