Joe Leyston wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział, odsunął się tylko nieco od pięknej Julity.
Uśmiechnęła się nieznacznie i szepnęła:
— Mieszkam w swojej willi, będę czekała na pana jutro z podwieczorkiem, a później porwę pana samochodem do Evian, gdzie teraz nikogo niema, Joe, nikogo!
Joe zdumiony spojrzał na nią.
— Ależ śmiała jest pani i pewna siebie! — mruknął, a w jego tonie nie było już pogardy.
— O, mój panie, — zawołała Julita, — jako Anglik powinien pan te cnoty cenić we mnie, tem bardziej, że są to, zdaje się, jedyne jakie mam! Uważam siebie za wyjątkową istotę, która może rozporządzać sobą. Nie mam męża i nie znoszę nudnych, oficjalnych kochanków, którzy albo się chwalą swoją przyjaciółką, albo starannie ukrywają swój stosunek do niej. I jedno i drugie jest jednakowo upokarzające! W pierwszym wypadku kobieta jest uważana za własność, w drugim — za coś niezmiernie niższego. To — nie dla mnie! Jestem bogata, wolna i lubię rozmaitość. Od ostatnich dwuch dni ciągle myślę o panu, Joe, dlatego powiedziałam to, co go tak zdziwiło i nawet zgorszyło. Więc zgoda? Jutro? Chcę już odejść, bo przyszłam tu dla pana wyłącznie i wszystko załatwiłam pomyślnie.
Joe podejrzliwym wejrzeniem ogarnął Julitę i, krzywiąc usta, odparł:
— Dziękuję pani za zaproszenie, jednak nie przyjdę ani jutro, ani nigdy...
— Jakto? — wykrzyknęła Julita z gniewem. — Odtrąca pan taką kobietę, jak ja?
— Nie odtrącam, — rzekł z zimnym ukłonem, — lecz dziękuję!
— Dużo pan traci w tej chwili! — rzekła spokojnie. — Takie kobiety, kapłanki miłości i kaprysu, rzadko się trafiają na drodze młodych ludzi, którzy dla nich zwykle nie są dostatecznie interesujący. Znają nas tylko ludzie starsi, przeżyci, snobi niepoprawni. Pan tymczasem...
— Jestem właśnie snobem niepoprawnym, — przerwał jej Joe.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/75
Ta strona została przepisana.