kojąc cichemi, omdlewającemi promieniami księżyca!... Tango — to skwarna noc podzwrotnikowa, tajemnicza, przyczajona, duszna... Czy słyszy pani?... W mroku niemym, w ciszy bezbrzeżnej cwałuje koń. Jeździec — to gauczo, dziki pastuch, już od kilku miesięcy strzegący stad na prerji... Ponure oblicza towarzyszów przy dymiących ogniskach, szalony galop mustanga, świst rozwijającego się lassa, strzał z rewolweru do zgrai krwiożerczych kujotów, lub do bandytów, porywających woły i konie... Suną gauczosy, przez stepy, pasąc i broniąc stad... Nareszcie skończona ciężka praca!... Woły i konie sprzedane. W kieszeniach skórzanych spodni gaucza dzwonią ciężkie, srebrne durosy... Rozlatuje się na wszystkie strony banda dzikich pastuchów, rozpierzchła się, niby gromada drapieżnego ptactwa... Słyszy pani, jak pędzi na gorącym mustangu ten najmłodszy gauczo? Zaginają mu się ronda szerokiego sombrero, miotają się na wichurze końce czerwonej chustki, a nielitościwe ostrogi bodą boki wierzchowca... Dokąd pędzi, jak szalone widmo, młody gauczo? Oczy wbił w mrok nocy i w jego głębi widzi zgiełkliwy szynk pobliskiej osady, tłum pastuchów, właścicieli hacjend, kupców i drapieżnych włóczęgów stepowych; chwyta ostrym słuchem brzęk kubków, groźne, ponure przekleństwa, odgłosy głuchych strzałów... Lecz mgła przysłania te majaki nocne i z mroku jak gwiazda promienna wypływa twarz, szynkarki! Krucze włosy, wijące się na smagłym karku, płomienne oczy, szkarłatne usta, żądne pocałunków, falująca pierś pod cienką zasłoną białej koszuli, okrągłe, obnażone ramiona, zwinne ciało i mocne, drgające, jak u gorącej, dzikiej klaczy nogi. Śmieje się dziko, błyskając zębami i paląc ognistym wzrokiem Inezyta, wabi, obiecuje, odtrąca i znowu pociąga, drażni... Ona tu panuje, ona jest tu królową marzeń, tęsknoty, kochania, pożądań palących!... Wpada młody gauczo, konia do zagrody uwiązawszy. Butny, śmiały, buchający żarem krwi i ogniem oczu, głodny uciech miłosnych. Twardym, zamaszystym krokiem podchodzi do lady, dwoniąc ostrogami i garścią durosów, podrzucanych
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/78
Ta strona została przepisana.