cerką wyczuwam doskonale rytualne pochodzenie sztuki tanecznej.
Rozpromieniona pani de Chevalier słuchała z radością pięknego młodzieńca.
Borys tymczasem prawił pełnym zachwytu głosem:
— W Rosji mamy sporo Tatarów, szczególnie na Krymie. Zwiedzałem z rodzicami Bachczyseraj — dawną stolicę chanów, i meczet, gdzie tańczą derwisze, w szalonych zawrotach dochodzący do ekstazy mistycznej.
— To bardzo interesujące! — wołała pani de Chevalier.
— Istnieje też w Rosji pewna sekta, uprawiająca podczas zebrań religijnych pląsy, wprowadzające zgromadzonych w stan najwyższego podniecenia. Spotykałem ludzi, którzy twierdzą, iż podczas wirujących tańców sekciarze nieraz odrywają się od ziemi, unosząc się w powietrzu.
Manon, jeszcze podniecona, uważnie słuchała opowiadania Borysa, z zaciekawieniem wpatrując się w piękną twarz młodego mężczyzny. Pierwszy raz przemówił w niej instynkt, odezwała się namiętność, więc innem okiem spoglądała na towarzysza lat dziecinnych. Był piękny, wytworny, kipiał zdrowiem i wezbraną siłą. Przypomniała sobie wybuch jego wściekłości, gdy płazował „Irmę“, groźną twarz, małe, silne ręce, poskramiające klacz, i zgrabne, muskularne nogi, ściskające boki szlachetnego zwierza.
Zdziwiło ją, że w tej chwili podoba się jej to wszystko, nawet dzika wybuchowość — dowód natury męskiej.
Jak każda kobieta, zaczęła w myślach porównywać z Borysem innych swoich przyjaciół.
— Joe, — myślała z uśmiechem, — wspaniały, zastygły w swej dumie i angielskiej majestatyczności — Joe Leyston! Może on wszystko robić dokładnie i doskonale, lecz nie czuję w nim mężczyzny. Hans — miły chłopak, lecz jakiż niezgrabny, z bryły wyciosany, o ograniczonym horyzoncie myślenia... Roy Wilson — dusza dziecka, usta dziewicy, olbrzym z innej planety, mocarz o potężnych mięśniach, a najsłabszy w obcem dla niego środowisku. Borys...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/82
Ta strona została przepisana.