Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— Moja ojczyzna — to anegdota zabawna, lecz głupia! — odpowiedział. — Co jest Rosja? Car i służąca mu arystokracja? Czy naród? Są to dwie siły wrogie sobie... Car i jego rząd popełniają takie szaleństwa, żyją w takiej ohydzie, że nawet mój ojciec, broniący ich, ręce nieraz opuszcza. Naród — ciemna tłuszcza, dzika i tępa, prowadzona przez bandę zwarjowanych marzycieli! Wojna! Wojna rozpęta wewnętrzne sprzeczności. Przeżyjemy hańbę porażki, wylejemy morze krwi, a w niem utonie car i my, a po nas zachłyśnie się cały naród.
— Co pan mówi?! — zawołała przerażona dziewczyna.
— Tak, tak, Manon! — mówił, tuląc się głową do jej piersi. — Niema narodu rosyjskiego! Mamy Słowian, rozdartych waśniami partyj rewolucyjnych, mamy szereg podbitych ludów, które pierwsze od Rosji się oderwą, gdy ciężka stopa caratu spadnie z ich karków. Rosji niema, bo niema narodu rosyjskiego! Wojna to pokaże! Ja tego nie ujrzę, bo tacy, jak ja, zginą pierwsi, broniąc tego, co wcale nie istnieje. O, Manon! Manon!
Otoczył ją ramieniem, zaczął całować po rękach i obnażonych ramionach, tulić się, szlochać.
Wezbrało w niej głębokie współczucie kobiety dla rozpaczy mężczyzny. Uspokajając cichym głosem, głaskała miękkie, falujące jego włosy.
Przyciskał się do niej coraz mocniej i mówił:
— Manon! Jesteś dobra, jesteś święta! Zrozumiałaś mnie, zajrzałaś w głąb mojej znękanej duszy... Pokochałem ciebie od pierwszego wejrzenia, a teraz ubóstwiam, kocham ciebie jeszcze bardziej, szaleję za tobą!
Nic nie odpowiadała, więc pewien siebie porwał ją w objęcia i namiętnemi pocałunkami okrywał jej ramiona, pierś, policzki. Gdy przechylił jej głowę, szukając ust, Manon zajrzała mu w oczy.
Nie dostrzegła w nich żadnego rozczulenia i tęsknoty, którą wyczuła w jego mowie, ani cienia rozpaczy i bólu. Oczy pięknego młodzieńca płonęły triumfującą żądzą.
Bystry, zdolny do ścisłej krytyki i szybkiej decyzji rozum francuski w okamgnieniu wziął górę. Rozwiały