Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/91

Ta strona została przepisana.

tylko wobec współczesnej ludzkości, lecz wobec szeregu przyszłych pokoleń.
Przebrzmiewały jedne po drugiem echa złamania neutralności Belgji, bitwy nad Marną, karpackich operacyj, rosyjskiego najazdu na Prusy wschodnie, tajemniczej bitwy na jeziorach Mazurskich i ataku na Verdun. W Europie umierały i rodziły się nadzieje, podnosiły głowy to centralno-europejski blok, to koalicja, lecz w jednym odłamie ludzkości raz zrodzona nadzieja nie zagasała.
Było to mrowisko ludzi barwnych. Bacznie patrzyło ono na zachód i północ, a w miljardzie jarzących się oczu rozgorzał triumf.
Urok białej rasy padał. Słabła jej pięść, uderzająca w mury starych cywilizacyj. W Europie tępiono się wzajemnie, a każdy dzień nowy dowodził, że biała rasa w padła w marazm, jest słaba, chwiejna w kierujących jej życiem prawach, wyzuta z moralnych zasad i przewodnich idej doskonałości. Kierownicy myśli ludów innych ras widzieli, że Europa odrzuciła chrześcijaństwo, zrodzone w Azji, tak bardzo bliskie jej i zrozumiałe, a znienawidzone w dobie, gdy biali ludzie stali się krzewicielami przykazań i fałszywymi prorokami Nauczyciela z Nazarei.
W okresie wielkiej wojny byt Europy wszedł na drogę zbrojnych wysiłków.
Przekształcały się formy życia społecznego, państwowego i rodzinnego, podlegały gwałtownym zmianom podstawy religij, prawa i moralności.
Nikt, zdawało się, nie słyszał ostrzegawczego, upominającego głosu głowy kościoła katolickiego, nawołującego do pokoju i uśmierzenia rozpętanych dzikich instynktów, drzemiących na dnie duszy ludzkiej. Z poza murów watykańskich głos papieża brzmiał słabo, zagłuszony szczękiem bagnetów, hukiem dział, ryczących od Warszawy, Rygi i Alp do Bałtyku, La-Manche, Pacyfiku i wysp Falklandzkich.
Natomiast potężnie i brutalnie brzmiały inne szaleńcze głosy książąt kościołów, krzyżem błogosławiących dzieło zbrodni i zdziczenia, a nie mających odwagi zwalczać wrogich Chrystusowi i kościołowi słów,