starszych kobiet, owiniętych w łachmany. Otaczały one postać niewieścią w czystym białym burnusie, który nie mógł jednak całkowicie ukryć kształtów młodej kobiety.
„Dobra, droga tkanina, — kombinował Mahmed. — A ta zasłona na twarzy, to jedwab...“
Kręcąc się naokoło, dojrzał, że stare żebraczki nie pozwalały młodej kobiecie wstawać, głośno mówić i oddalać się.
„To — Luteł, córka bogacza z Mazagan!“ — zawyrokował Mahmed i zaczął śledzić.
Tłum przed zachodem słońca ruszył z cmentarza, za nim poszły do miasta stare wiedźmy, uprowadzając młodą kobietę. Chłopak nie spuszczał z niej oka. Wkrótce przekonał się, że ukryto ją w domu z fontanną przy jednym z murów. Mahmed obszedł dokoła cały budynek, zajrzał nawet do środka. Mieściły się tu małe sklepiki przekupniów, ich składy, a na podwórzu stały muły i osły. Z jednej strony domu znajdował się zajazd, z którego doszły go dźwięki bębenka i piszczałki, oraz okrzyki tancerek. Nie wpuszczono go jednak do wnętrza, jak mu powiedziano, z braku miejsca.
„Jedno miejsce ja wam uwolnię!“ — pomyślał Mahmed i wyszedł znowu na ulicę.
Po pewnym czasie kilkanaście kobiet zjawiło się na płaskim tarasie domu i rozpoczęło pogawędkę, przerywaną śmiechem i żarcikami.
Mahmed poznał w jednej z owiniętych w burnus postaci — Luteł. Długo się jej przyglądał, aż zwróciła na niego uwagę. Zrobiwszy jej znak oczami, poszedł do fontanny, stanął na jej zrębie i, niby do któregoś z pijących Arabów, rzekł:
„Gdy się ściemni, wypadnij na ulicę, a dalej — już moja robota, bo tak kazał twój ojciec...“
Postać niewieścia, siedząca tuż nad nim, drgnęła, a jeden z Arabów, schylony nad strugą wody, zapytał go:
„Do kogo mówisz, przyjacielu?“
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.