Ze swojej wycieczki po Saharze powróciłem do Biskry, roześmianej, śpiewającej, rozbrzmiewającej muzyką i odgłosami tańców, handlującej i hałaśliwej, i, spędziwszy tu noc, wczesnym rankiem ruszyłem dalej, mając na najbliższym etapie — miasto Konstantynę.
Droga przechodzi przez grzbiet Bu-Rzel, za którym zaczyna się dość duża równina o charakterze stepowym, przecięta licznemi śladami burzącej działalności potoków wód atmosferycznych. Jest to równina El-Utaya, gdzie zabiłem gazelę, o której pisałem przedtem. Droga przecina cały szereg grzbietów górskich, przechodzi malowniczemi wąwozami, aż nareszcie dobiega do „Ust Sahary“, jak Arabowie nazywają wąskie łożysko rzeki El-Kantara, otoczone ze wszech stron skalistemi górami.
Przed wejściem do czeluści tego wąwozu ciągnie się na znacznej przestrzeni wielka oaza El-Kantara; przebywszy wąwóz, wjeżdżamy do małej mięszanej osady, noszącej tę samą nazwę, z kilku domkami francuskiemi i tubylczemi. Oaza i duża tubylcza osada El-Kantara były znane oddawna Rzymianom. Mieli oni tu swoją fortecę Calceus Herculis, nazwa, związana mitem, że Herkules uderzeniem nogi przebił przejście przez otaczające góry.