Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

widoku cudzoziemców, a żywiące ukrytą nadzieję, że być może, los dopomoże im porzucić nazawsze brudne, czarne od dymu namioty, gdzie życie pędziły w ciężkiej pracy i poniewierce.
Niejedna z nich znalazła tu swój los i stała się żoną obywatela rzymskiego, odgrywając nieraz wybitną rolę nietylko w grodzie, lecz nawet w całej prowincji, i, za dekretem Cezara, korzystała z praw obywatelki Rzymu. Inne kupowano przez nudzących się w Timgad wojowników, lub dostawały się do domów, których opiekunką była Afrodyta.
„Kobieta jest czarą wesołości i szczęścia“ — powiadają poeci wszystkich czasów i ludów...
Kobieta, nawet bronzowa i czarna, przynosiła mieszkańcom i wojownikom Timgad — szczęście i wesołość.
Gdy zwiedziłem i obejrzałem wszystkie największe i najlepiej zachowane gmachy, odprawiłem przewodnika i zacząłem sam błąkać się po tem mieście martwem, a tak pociągającem dla człowieka, pamiętającego wspaniałe dzieje Rzymu.
Wąskiemi i zarosłemi trawą i ostami uliczkami mijałem zburzone fasady prywatnych domów i pałacyków z pozostałemi po nich odłamkami kolumn, zwaliska sklepów, potrzaskane baseny fontann, — burzycielskie dzieło rąk mściwych górali z Aures, którzy po upadku Rzymu zburzyli Timgad, grabiąc domy i gmachy państwowe i rozbijając posągi wielkich cezarów i zasłużonych obywateli miasta.
Na uboczu ujrzałem ruiny twierdzy bizantyjskiej, która powstała po zdobyciu przez Greków spuścizny wielkiego Rzymu, chociaż Bizancjum nie mogło się oprzeć falom tubylczych wojowników i nadążających z Azji hord arabskich.
Tu spotkałem młodzieńca, malującego akwarelą Timgad. Przywitaliśmy się.
Był to malarz holenderski Van Duynen; przybył tu z Indji holenderskich, aby słońce Afryki wypaliło