Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

natchnione słowa poetów rzymskich i greckich, śpiewy chóralne i zachwycano się pięknemi ruchami tancerzy i tancerek. Zrozumiał to i jeniec. Jednym skokiem był już przy leżącej na piasku włóczni, porwał ją i stanął w pozie obronnej.
Wypędzony z lochów batami i rozpalonem żelazem lew wypadł na arenę i, ujrzawszy człowieka, przylgnął do ziemi, stulił uszy i, bijąc się ogonem po bokach, przygotował się do skoku. Wreszcie runął na przeciwnika. Ten odskoczył na bok i wbił swoją dzidę w pierś drapieżnika. Lew z wściekłym rykiem jednem uderzeniem potężnej łapy zdruzgotał drzewce włóczni, a drugim ciosem obalił Ua na ziemię. Po chwili skrwawione ciało Berbera leżało bezwładne i martwe, lew stał na arenie, majestatyczny i groźny, przygotowany do walki.
Wtedy na swojem podium podniósł się Marek. W ręku miał łuk i sięgał po strzałę, którą mu podawał jeden z centurjonów. Trzy strzały wypuścił pretorjanin i wszystkie trzy utkwiły w piersi i bokach lwa, aż padł, brocząc krwią, i ziemię drapał do ostatniej chwili zgonu.
Od tego dnia tylko zrzadka w teatrze Timgad widziano aktorów, muzyków i tancerzy, natomiast rozlegały się tu ryki dzikich zwierząt, ujadanie ścigających je psów, świst strzał, brzęk mieczów i krzyki walczących z drapieżnikami ludzi.
U siebie w atrium, lub w małej sali, ozdobionej marmurowym posągiem Cezara i białym onyksowym basenem z szemrzącą fontanną, siedząc w otoczeniu najbliższych przyjaciół, surowy i krwawy wódz grał na lutni i śpiewał wiersze o dawnych bitwach i ciężkich wyprawach do ziemi Gallów, Franków i Iberyjczyków. Gdy zaś późno w nocy przyjaciele opuszczali pałac, Marek klaskał w dłonie na niewolnika, rozkazywał podać sobie kubek wina cypryjskiego, przegotowanego z korzeniami aromatycznemi, siadał na marmurowej ławie ze stojącym nad nią posągiem Djany z jeleniem,