Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

i chrapliwie wciągając powietrze. Nagle uderzył konia i, dobywszy miecza, pomknął w pole. Ujrzał bowiem, że jakiś Berber, pędzący na śmigłym, gniadym koniu, rąbiąc szablą, opędził się od grupy ścigających go rzymskich jeźdźców i, rozproszywszy ich, napadał na pojedyńczych ludzi, ścinając ich. Rzymianie zaczęli się cofać przed jeźdźcem — Marek zrozumiał, że berberyjski wojownik wymknie się z matni i zbiegnie. Marek miał dobrego rumaka, nieraz zdobywającego dla niego wieniec zwycięzcy na wyścigach w Kolizeum rzymskiem, więc pretorjanin szybko dogonił uciekającego Berbera.
Jeździec obejrzał się i, zobaczywszy samotnego prześladowcę, zmusił konia, aby stanął dęba i zawrócił młynkiem, poczem, wydawszy okrzyk bojowy, runął na Marka. Szczęknęła broń. Oczy ścierających się zwarły się z sobą i — nagle stała się rzecz dziwna. Berber wypuścił szablę z rąk, a dłoń swoją przycisnął do piersi. Rzymianin zaś w najwyższem zdziwieniu wyszeptał:
— Mirabile dictu![1]
Ujrzał bowiem Marek piękną twarz niewieścią o cienkim orlim nosie, latających nozdrzach, namiętnych ustach i pałających oczach. Fala kruczych włosów, wybijając się z pod skórzanego kołpaka, spadała na kark, cienkie, zgrabne nogi ściskały z siłą boki konia, pod skórzanym, miękkim pancerzem, ozdobionym mosiężnemi blachami, gwałtownie wznosiła się i opadała wysoka pierś niewieścia.
Długo patrzyli na siebie Rzymianin i kobieta wojowniczego szczepu.
Pierwszy oprzytomniał Marek, włożył miecz do pochwy i dotknął ramienia kobiety.
W tej chwili nadbiegli pędzący za wodzem jeźdźcy, otoczyli kobietę i wznieśli miecze. Kobieta porwała już za szablę, gdy Marek krzyknął:

— Precz! to — moja zdobycz! Biorę ją jako brankę honorową, bo odważne ma serce i dłoń wojownika!

  1. Nie do uwierzenia.