uprawne i lasy. Odróżniam drzewa owocowe wszelkich gatunków — platany, eukaliptusy, kasztany, drzewa figowe, klony, lecz już nigdzie nie widzę palm. Zbyt zimno jest tu dla nich, gdyż w styczniu spadają tu nieraz śniegi.
Wynurzywszy się z poza gór i lasów, drogą, głęboko wciętą w spadkach gór, wyjeżdżam na brzeg głębokiego wąwozu z willami, fabrykami i koszarami, stojącemi z obydwóch stron drogi. Jest to już przedmieście Konstantyny, a na dnie wąwozu, oddzielającego mnie od miasta, czepiającego się skał, płynie rzeka Rummel.
W Paryżu jeden z moich przyjaciół ofiarował mi pracę członka francuskiej Akademji — pana Gaston Boissier[1] i książkę tę przestudjowałem.
Patrząc na położone przede mną miasto, o małych domkach, posiadających czarne lub czerwone dachy i okiennice, pomalowane jaskrawą niebieską farbą; na meczety; na wybiegające na krawędź wąwozu wysokie uliczki, szemrzące zewsząd potoki — wiedziałem, że mam przed sobą miasto, znienawidzone przez starożytnych Kartagińczyków, a nazywane przez nich Cirta. Miasto to, należące do władców numidyjskich, nieraz kładło tamę dążącym w głąb kraju Kartagińczykom. W te czasy, gdy Rzymianie postanowili zdobyć Kartaginę, będącą groźną rywalką dla morskiej floty Rzymu i dla imperjalistycznych zamiarów rzymskiego senatu, uważającego, że nastał moment historyczny dla zwycięskiej walki z potęgą Fenicjan afrykańskich, — w Cirta panował król Numidów — Syfax. Walczył on o swoją niepodległość, tak drogą dla każdego Berbera; a szczególnie zaciętą była walka z sąsiednim królem numidyjskim Masynissą, gdyż, jako prawdziwy Berber, Syfax nie znosił potężnego sąsiada. Ten zaś zaprzyjaźnił się podczas wojny w Hiszpanji, gdzie występował po stronie Rzymian, ze Scypionem i, gdy wódz rzymski planował swoją wojnę
- ↑ L’Afrique Romaine. Paris 1901.