Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

— Allah, Allah, starożytny i Obrońco! Zanoszę do Ciebie modły i łzy moich braci i sióstr, bo pogrążeni są w strachu wielkim i w rozpaczy. Złe „dżinny“ choroby znęcają się nad ludem. Wzmocnij serca, zatrute zwątpieniem, uczyń cud, pokaż moc swoją, Allah — Sędzio i Prawo!
„W tej chwili na krawędzi cieśniny rzeki zjawił się olbrzymi człowiek, owinięty w czarny burnus, i z krzykiem nieludzkim runął do przepaści. Był to władca złych duchów, opuszczający z rozkazu Allaha miasto“...
— Sidi Raszed, panie, jest pocieszycielem cierpiących i zrozpaczonych. Ja, dnie i noce tłukłem głową o jego grobowiec, w kurzu i błocie się tarzałem, błagając o pocieszenie, lecz nic, nic! Jeszcze gorsza męka, jeszcze gorsza tęsknota!...
— Panie! Niech pan mi dopomoże wyjechać do Ameryki! Na okręcie nauczyłem się po niemiecku i angielsku, nie boję się pracy, nie zginę!
Chwycił mnie za rękę i ściskał, błagalnie patrząc mi w oczy.
Powróciwszy do hotelu, napisałem do swoich przyjaciół w Ameryce kilka listów polecających i dałem je memu przewodnikowi.
Nazajutrz rano jechałem ku morzu.