Dwieście dwadzieścia kilometrów oddziela Konstantynę od Morza Śródziemnego. Cała ta przestrzeń była niegdyś terenem działalności rzymskich administratorów i legjonów. Ślady kolonizacji rzymskiej spotykają się tu na każdym kroku. Na prawo i lewo od drogi żelaznej, lub szosowej, w wąwozach śród niewysokich, kopulastych gór; na równinach, pokrytych pastwiskami lub uprawnemi polami, — wszędzie wyczuć się daje ręka starożytnego, cywilizowanego narodu, usiłująca przyłączyć ten spalony przez słońce kraj do wielkiej areny, gdzie walczył z naturą o dobrobyt, kulturę i efemeryczne szczęście człowiek cywilizowany.
Przejeżdżając Hammam Meskutin, zwiedzam słynne z czasów rzymskich Aquae Tibilitanae — potężne źródło żelazo-wapienno-węglowe, tłumnie uczęszczane przez Europejczyków, tubylców i Żydów, a widzialne zdaleka, bo nad niem ciągle unoszą się słupy pary. Źródło to jest wyjątkowo gorące, ponieważ temperatura jego dochodzi prawie do 96 stopni Celsjusza. W niektórych miejscach woda, wydzielając nadmiar soli wapiennych, tworzy kolumnady stalaktyków, fantastyczne gzymsy, kopuły, ostre igły i obszerne, gładkie tarasy.
Tu znaleziono cały szereg starych zabytków przeszłości; posąg matrony rzymskiej, domową kaplicę jednej z najbardziej potężnych rodzin rzymskich, płaskorzeźbę, przedstawiającą Herkulesa, walczącego ze lwem.