Droga idzie cały czas brzegiem morza; nie widzę go tylko wtedy, gdy szosa wcina się głęboko w otaczające góry; przez mgłę deszczu mkną mi na spotkanie pola uprawne, pastwiska, niewielkie gaiki i jakieś jeziora; wreszcie samochód wspina się na wysoki, pokryty lasem dębowym górski grzbiet i stąd widzę osadę La Calle, przyczepioną do skał morskiego brzegu. Z morza wyglądają czarne ostre rafy, co chwila pokrywane białą pianą fal. Kilka łodzi rybackich miota się na wzburzonej powierzchni wody; trochę dalej, walcząc z bałwanami, spychającemi go ku rafom, płynie mały, czarny statek pasażerski, zdążający w stronę Bône.
La Calle w starożytności był znany jako port Tuniza, który niejednokrotnie podczas burz dziejowych, szalejących w Afryce, uległ doszczętnej ruinie. Pozostał portem i do naszych czasów, lecz tylko dla statków drobnych. Miasteczko to z powodu łagodnego klimatu i otaczającego go zewsząd lasu dębów korkowych cieszy się sławą najbardziej zdrowego punktu na całem wybrzeżu afrykańskiem. Gdy przybyłem do tego miasteczka, ulewa ustała i, dzięki temu, czekając na obiad, poszedłem zwiedzić La Calle.
Na brzegu morza zawarłem znajomość z rybakami, którzy bardzo uprzejmie opowiedzieli mi o dość jeszcze niewspółczesnych sposobach połowu ryb, ponieważ przedsiębiorcy miejscowi nie posiadają dostatecznej ilości statków, zaopatrzonych w motory Dieselowskie, co nie pozwala na rozwój tego przemysłu w takich rozmiarach, do jakich doszło rybołóstwo angielskie i amerykańskie. Rybacy pokazali mi skład, gdzie obejrzałem ryby, złapane tej nocy; widziałem tam dość rzadki okaz tak zwanej „ryby-rzemień.“ Była to długa na półtora metra ryba, o srebrzysto-białem zabarwieniu, o długich, czarnych paskach po bokach i o jaskrawo-żółtych płetwach. Miała małą tępo ściętą głowę o wypukłych oczach i kolczastym grzebieniu. Z dołu od brzucha ryby zwisała biała połyskująca falbanka.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.