Hałaśliwie muzyka gra w niewidzialnych wnętrzach domów; przy otwartych drzwiach stoją postacie wystrojonych kobiet, umalowanych, dumnych z barwnych sukien, patrzących za przechodzącymi wzrokiem nieruchomym, ciężkim; palą papierosy i kif.
Roi się od ludzi po kawiarniach, ciemnych, cuchnących i zakopconych. Tu grają w karty i kości, słuchają grajków i bardów, rozmawiają o wszystkiem, co zajmuje umysły mieszkańców Algieru, Algierji, całej muzułmańskiej Afryki.
Tu z dobrym znawcą mowy arabskiej można usiąść w kącie i, popijając aromatyczną kawę, bez końca słuchać opowiadań o korsarzach, stanowiących legiendę i dumę Algieru.
Pierwszy rzut oka na to miasto ze strony najbardziej charakterystycznej pomógł mi uczynić uprzejmy i gościnny honorowy Konsul Polski, pan Arsène Antoine Rozée, Francuz, rozkochany w Algierji, znający ją i rozumiejący głęboko.
Przebiegliśmy z nim całe miasto i w dzień i w nocy, a to wskazało mi dalsze drogi. Wziąwszy więc przewodnika, poszedłem do kawiarni w dzielnicy arabskiej, aby posłuchać bardów.
Stary Berber, pobrzękując na darbuce[1], przeciągłym głosem skandując słowa, mówił:
„Gdy wyjdziesz z miasta na brzeg morza, idź, o, mumenie, ku przylądkowi Matfu. Znajdziesz tam miejsce, przez starych ludzi nazywane Hamza. Miejsce to krwią nasiąkło, a z tej krwi zrodziły się dżinny zemsty. Na Hamza ujrzysz Arbał, który był niegdyś potężną twierdzą, gdzie w środku stał meczet. Teraz pozostały tu ruiny, tylko ruiny, porosłe aloesami i figami berberyjskiemi, lecz w środku dawnego meczetu wznosi się jeszcze kolumna z czerwonego kamienia. Fortecę tę i meczet wzniósł odważny i możny Husseim Talem, wódz piratów, posiadający eskadrę ze stu łodzi zbrojnych i żaglami, jak skrzydłami, opatrzonych.
- ↑ Darbuka — rodzaj gitary.