Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Że byli zakochani, to mógłby stwierdzić nawet mój samochód, gdyż miłość płonęła w oczach tej pięknej pary, triumfującą pieśnią rozbrzmiewała w ich głosach, przyćmionych i miękkich, bojących się spłoszyć lękliwego bożka wielkiej tajemnicy i promiennego szczęścia.
Rozmawiali o Dantem.
Zdziwiło mnie to niewymownie, gdyż tu, w afrykańskich kolonjach ludzie rozmawiają wyłącznie o urodzajach wina i oliwek, o cenach wełny, o giełdzie i zdrowiu i płodności owiec. Młodzieniec deklamował wdzięcznym głosem wiersze genjalnego mistrza i dolewał swej damie złocistego Kebir Imperial.
W niespełna kwadrans po śniadaniu zdążyłem zwiedzić całe La Calle, a później wyszedłem na drogę, wijącą się śród lasu korkowych dębów i dotarłem do morza. Olbrzymie głazy stoczyły się tu niegdyś z gór i utworzyły liczne rafy. Morze w tem miejscu było dość głębokie, o dnie porosłem wodorostami, co nadawało mu szmaragdowy odcień, który tak pieści i cieszy wzrok.
Położyłem się na piasku śród kamieni i zacząłem przyglądać się zabawnym krabom, biegającym dokoła i walczącym ze sobą o każdą muszlę, o szczątki zgniłej ryby i o liście roślin, wyrzuconych przez fale.
Nagle zupełnie blisko rozległy się głosy.
Podniosłem głowę i zobaczyłem moich nowych znajomych.
Nie spostrzegłszy mnie, usiedli w pobliżu za kamieniami.
Młodzieniec ciągnął zaczęte przedtem opowiadanie.
„Mój tom poezji ma wielkie powodzenie w Paryżu, — mówił. — Już o mnie piszą w dziennikach, a wydawcy proszą o nowy tomik. Piszę właśnie „Sonety morza.“ Wiem, że będzie to rzecz silna... Zdobędę świat i wtedy ośmielę się sięgnąć po panią... Pod stopy pani będę sypał kwiaty przez całe życie, będę jej bronił od wszystkiego, co jest szare, codzienne, brzydkie“...