Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

skają latarniami samochody, migają i wołają do siebie lampki szyldów nad restauracjami i kabaretami. Gwar, śmiech, muzyka i śpiewy...
W gęstym cieniu drzew parków majaczą postacie ludzkie. Niesie się cichy zgrzyt żwiru, poszept drzew, padają ciche jak westchnienia, słowa, drażniący śmiech lub odgłosy pocałunków. Śmigają w ciemnem powietrzu nietoperze, grają cykady na wierzchołkach rozłożystych platanów, sączą woń kwiaty na klombach, zroszonych dzwoniącą bez przerwy fontanną.
Do woni tuberoz i werbeny wlewa się aromat morza, aromat wiecznego ruchu, przestrzeni, zgonu wodorostów i drobnych żyjątek, wyrzuconych z głębin wodnych na obcy im i złowrogi brzeg.
Na wybrzeżu obejmuje mnie łagodny powiew wiatru, orzeźwiający i pełen nieuchwytnych aromatów, plusk fal, wbiegających na piasek, zgrzyt łańcuchów i bloków na ładujących się w porcie okrętach, przyćmione, zgłuszone mrokiem nocy głosy ludzkie, dalekie, basowe huczenie syreny, rzadki krzyk strwożonej mewy, śpiącej na pływającej beczce kotwicznej. Horyzont tonie w zwojach czarnego płaszcza nocy, lecz nagle rozdziera go, rozpruwa długiem ostrzem swych promieni latarnia morska, miga przez jedno mgnienie oka i pogrąża się w bezdeń mroku.
Zagłębiam się w labirynt uliczek i zaułków starej Kasby. Obstępują mnie ze wszystkich stron wysokie, ciemne, ślepe domy. Wieje od nich mroczna tajemnica, dochodzą stłumione jęki, westchnienia i cichy szept zaklętej w nich duszy przeszłości. Coś mówią, o czemś opowiadają mury głosem ledwie dosłyszalnym, tajemniczym, chwilami brzmiącym triumfem i zachwytem, chwilami brzemiennym łzami, skargą...
Rzadko błyśnie gdzieś wysoko, pod zwisającym okapem dachu, małe, wąskie okienko zakratowane, a wtedy wydaje się, że to zaklęta dusza całą mocą namiętnego pragnienia chce się wyrwać na wolność i biec ulicami, krzyczeć niememi ustami o tem, co