tchnieniem Sahary, pod brzemieniem zalatujących tu chmur piasku z pustyni — odłogiem leżą martwe przestrzenie jałowe, ponure, a na nich, jak piękne bukiety, — oazy palm daktylowych.
Przeciąwszy zaraz za Algierem równinę Bufarik, a na niej wspaniałe pola, ogrody i sady, i minąwszy dużą wieś Arba, słynną ze swych ogrodów pomarańczowych, plantacyj wina i tytoniu, ożywianych rzeką Dżemaa, samochód zaczyna sunąć górzystą miejscowością i lasami. Droga nieraz zawisa nad głębokiemi przepaściami, odgrodzona od nich niewysokiem podmurowaniem.
Cały ten rejon nosi nazwę — Tell, ciągnie się zaś prawie od granicy marokańskiej do granicy Tunisji, z zachodu na wschód, mając swoje rubieże na północy — przy brzegu Morza Śródziemnego, a na południe — na terytorjum wysokich płaskowyżów. Tell przecinają grzbiety Małego Atlasu, bardzo malownicze i pełne wdzięku. W dolinach małych rzeczek lub strumyków rozrzucone są wioski tubylcze, otoczone topolami i kwadratami małych pól, gdzie na ściernisku pasą się znaczne stada baranów. Tu i owdzie widnieją małe chatki tubylcze, kryte równemi warstwami wiązanek suchej, twardej trawy. W sadach owocowych snują się biblijne postacie ludzkie o białych, a nieraz skończenie pięknych twarzach.
W pobliżu osady Sakamody wjeżdżamy w pięknie zabarwione skały kredowe, gdzie Francuzi eksploatują pokłady rudy cynkowej; przebywamy głębokie, nieraz bardzo dzikie wąwozy, ciągle wspinając się do góry, aż dochodzimy do wysokości 920 metrów, gdzie się zatrzymujemy, aby napoić nasz samochód wodą ze słynnego źródła, a siebie — dość marną kawą. Jest to Ain El Berd, co oznacza „Zimne Źródło“.
Krajobraz gwałtownie się zmienia. Ciągną się coraz dalej i dalej zupełnie nagie doliny, jałowe skały; śród nich zbiegamy nadół, aż, zrobiwszy zakręt na wielkim wirażu szosy, widzimy rozległy, zupełnie o-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.