Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Saada spotkałem scynka, napadającego na zwykłą zieloną jaszczurkę — Lacerta ocellata. Czy był to napad, czy tylko walka o zdobycz — wyjaśnić nie zdołałem, ponieważ scynk natychmiast dał nura do piasku, a zielona jaszczurka znikła śród kamieni.
Za tą pustynią, raczej pierwszym jej zwiastunem, zaczyna się dość falista miejscowość, gdzie około Ain Kerman zjawiają się znaczne skały, przechodzące w pokaźny masyw górski — Djebel Sellat, ze szczytami podobnemi do stołów. Miejscowość pozostaje wciąż naga i jałowa i zaledwie w jednem miejscu wzrok z przyjemnością i ulgą spocząć może na małej oazie Ed-Dis, gdzie tubylcy sprowadzili sobie wodę z gór, zapomocą głęboko podziemnych kanałów, podobnych do „foggara“, o których wspominałem, opisując Figuig[1].
W pobliżu oazy, na kamienistym gruncie, spotkałem kilka okazów skorpjonów o rozrośniętych kleszczach (Sc. palmatus).
Za tą małą, nikłą wysepką roślinności i kilkunastu domkami, należącemi do rodzin tybylczych, pustynia ciągnie się dalej, aż przechodzi w piaski, tworzące w niektórych miejscach diuny, czyli wały piasków ruchomych, grożących zasypaniem pięknej oazie Bu-Saada. Francuska administracja oddawna już wystąpiła do walki z piaskiem i zdołała zatrzymać go, wzmocniwszy spadki sypkich pagórków gęstemi zaroślami krzaków tamaryndowych.
Było już ciemno, kiedy wjechaliśmy do Bu-Saada; długo kręciliśmy się w wąskich uliczkach, aż samochód stanął przed hotelem, poleconym mi przez moich algierskich znajomych.

Zrobiwszy tualetę i posiliwszy się w bardzo dobrej restauracji hotelowej, nie bacząc na spóźnioną godzinę, wyszedłem z domu i zacząłem się błąkać po miasteczku, aż wreszcie trafiłem na dobrą drogę, przecinającą las palm daktylowych (Phoenix dactylifera) i dotarłem do wysokiego brzegu rzeki.

  1. Patrz moją książkę p. t.: „Płomienna Północ.“