Na dole, odbijając się w wodzie, płonęły dwa ogniska. Jakieś postacie poruszały się koło nich, zbliżały się do wody i nachylały się nad płytkim prądem rzeki.
Podszedłem i ujrzałem trzy kobiety — dwie stare i jedną młodą, o krótkich, gęstych i kędzierzawych włosach i dużych, czarnych, rozmarzonych oczach. Wszystkie miały smagłą cerę, taką, jaką spotyka się tylko tu, gdzie gorący wiatr smaga bez litości, a promienie słońca, nie liczące się ze swoją zabójczą siłą, zbyt pochopnie starają się pieścić nieosłonioną twarz i dłonie. Jednak nie były to Berberki, ani nomadki Sahary. Gdym podszedł do ogniska, podniosły głowę i śmiało, lecz ze zdumieniem, przyglądały mi się, nie kryjąc twarzy i nie unikając mego wzroku.
— Co tu robicie? — zapytałem po francusku, nie spodziewając się zresztą odpowiedzi.
— Przyszłyśmy do starej Raszel — niespodziewanie czystą francuszczyzną odpowiedziała młodsza z kobiet, — przyszłyśmy po poradę, bo dziś pełnia księżyca...
Usiadłem przy ognisku i rozpocząłem rozmowę, gdyż wszystkie trzy mówiły biegle po francusku. Były to Żydówki z tych rodzin, które od niepamiętnych czasów, z pewnością jeszcze przed Islamem i przed erą chrześcijańską, przybyły do Afryki i, posuwając się coraz bardziej na południe, dotarły aż do koczowisk Tuaregów i osad szczepów, mieszkających na Nigerze i na północy jeziora Czad.
Wyznają one naukę Mojżesza, lecz jest ona tak pomieszana z magją i sekciarstwem muzułmańskiem, że, doprawdy, kult starego naturalizowanego społeczeństwa izraelickiego w Algierji i Marokku należałoby uważać za religję odrębną od nauk Mojżesza i Mahommeta.
Zauważyłem, że młoda Żydówka trzyma w ręku szmatkę, zawiązaną węzłem.
— Co to jest? — zapytałem.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.