Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

wreszcie wykrzyknął jakieś słowo, wymachując rękami i tupiąc nogami.
— Heddad ben Heddad![1] — wołał rozjuszony mułła, a tłum odpowiadał mu pomrukiem i krzykami.
Kupiec o ponurej, złośliwej twarzy, krzywiąc pogardliwie usta, odcinał się wszystkim, a czynił to, widocznie, tak dowcipnie, że ten i ów z Berberów zaśmiał się, a po nich śmiał się cały tłum, przed chwilą wrogo do kupca usposobiony.
— Kim jest ten człowiek? — zapytałem przechodzącego Spahisa.
— To handlarz z Mzab! — odpowiedział, uśmiechając się.
W Algierze dopiero objaśniono mi, co to miało znaczyć.
Mzab jest to „oaza ludzka“ na kamienistej pustyni Czebka, położonej na południo-zachód od oazy Tuggurt na drodze pomiędzy Laghuat a Uargla.
Warunki geologiczne i klimatyczne wykluczają, zdawałoby się, wszelką możliwość istnienia tu ludzi, a tembardziej rozwoju życia społecznego.
Jednak stało się inaczej. W zaraniu Islamu, ścigany przez ortodoksalistów protestantyzm muzułmański, uprawiany przez Chorejszytów, rozprószył się po świecie i ukrył się na brzegach Omana i Zanzibara, w górach Nefusa, na wyspie Dżerba i... w Mzab, tem najmniej do życia odpowiedniem miejscu.

Tu właśnie zatrzymali się heretycy, których cała herezja składała się z żądania oczyszczenia Koranu i Hadith od naleciałości, tudzież żądania wprowadzenia surowych reguł religijnych i życiowych. Nie cudem, lecz wielką pomysłowością, wytrwałością i energją zdobyli sobie ci uchodźcy wodę, oczyścili od kamieni i piasku ziemię i założyli nawet małe role, hodować zaczęli owce, kozy i wielbłądy.

  1. Kowal, syn kowala — największa obelga dla Berbera.