Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

Długa szopa z malutkiemi celkami, z umeblowaniem, składającem się z pryczy dla noclegu, piecyka do gotowania strawy, drewnianej deski z wersetami z Koranu i przepisami dla mieszkańców, oraz długiego, cienkiego kija, którym muezzini strofują towarzyszące pielgrzymom dzieci, gdy zbyt małą zwracają uwagę na miejsce ostatniego spoczynku świętobliwych marabutów i szeryfów, pochodzących od Fatmy, córki wielkiego Proroka.
Pożegnawszy gościnnego mokkadema, który usilnie zapraszał mnie na obiad, odjechałem.
Za „Zauja“ bezpośrednio zaczyna się górzysta miejscowość z gęstemi zaroślami tui i lasem sosnowym. Jedziemy doliną potoku, wijącego się wąwozami śród gór grzbietu Haadit. Droga wyprowadziła nas na płaszczyznę, porosłą trawą alfa[1], z łożyskami wyschłych „uedów“[2] i z pasmami wrywających się od południa piasków.
Tu miałem dwa spotkania.
Najpierw dogoniłem dwóch myśliwych — Berberów, uzbrojonych w dubeltówki. Powracali z polowania i nieśli w worku kilkanaście sztuk czerwonych, algierskich kuropatw (Caccabis petrosa)[3]. Dwa znaczne stadka tych pięknych ptaków widziałem po drodze, przecinając zarośla tui w pobliżu El Hamel.
O kilka kilometrów dalej, na wielkiej piaszczystej wydmie ujrzałem Araba z koszykiem na ramieniu i długą tyką w ręku. Zatrzymałem samochód i podszedłem do tubylca. Z pomocą szofera, mówiącego po arabsku, dowiedziałem się, że człowiek ten jest zaklinaczem węży i wyruszył na poszukiwanie wiper.

Poszedłem z nim. Wkrótce zaczął uważnie oglądać piasek i oznajmił, że niedawno przepełzła tu rogata wipera. Istotnie na piasku można było zauważyć

  1. Stipa tenacissima.
  2. Rzeka.
  3. Określenie prof. I. A. Battandier i L. Trabut, „L’Algérie,“ Paris 1898.