On — to wyrywa puszczy połacie ziemi ornej; on — ukryty w „dymokurze“ odpędza od ogrodu, sadu, bydła i ludzi, pracujących na rzekach, łąkach i w borze, gryzące muszki, drapieżne bąki, i inne szkodliwe owady; on wygania pszczoły z barci, bucha pod miechami i wytryska z pod młota kowalskiego; on nadaje barwę, połysk i trwałość wyrobom garncarza; bratem mu smolarz, hutnik, a gdy przyjdzie do ostatecznych porachunków pomiędzy sąsiadami, staje się narzędziem zemsty i napadu, gdy przeistoczywszy się w „czerwonego koguta“, miotać się zacznie nad chatą i polem wroga, pożerając łany, smolne belki i trzcinowe strzechy chat, odryn i kleci, lub gdy w zwarze walki z wilkami pędzi poprzez zarośla „hałów i zamarzłych „nietr“, śmiercią nieuchronną nawiedzając łęgi bezradnych, przerażonych wilków.
Tak! Trudno jest wyobrazić sobie Poleszuka, czy to w domu, czy w polu, puszczy, kureniu lub na tratwie, — bez pomocy ognia.
Zbratał się on z nim, żyć bez niego nie może, niema mu nawet za złe, jeżeli dziecko lub baba wyzwoli go nieostrożnie z „jamek“, gdzie w piecu poleskim w dzień i w nocy przechowuje się „żar“, a on w bujnej swawoli z dymem puści cały chutor, — nawet i to zniesie Poleszuk i wybaczy, że mu mienie, krwawicę jego zabierze.
Ogień bowiem dla niego — to jedyny, serdeczny, potężny druh! Posłał go ludziom, zaczajonym w bagnach i puszczach, sam Dadź-bog — syn Swaroga i uczynił zeń patrona, nowy żywioł Polesia, najbliższe bóstwo, czcią otaczane po chatach.
Siedziby poleskie powstawały i powstają obecnie wszędzie, gdzie bagno i woda cofa się i pozostawia suchsze miejsca, lub gdzie dawne lodowce, a po nich — wylewy rzek i wiatry, nagromadziły
Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/126
Ta strona została przepisana.