Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Dla niego zamknął się w nich cały tajemniczy kosmos jego życia i doli. Ponurym, strasznym mistycyzmem wieje nań sama nazwa tego lub innego obrządku lub dnia; widzi on poza zewnętrzną ich stroną treść tajemną i przerażającą, która może runąć na niego, zmiażdżyć i zniweczyć, lub stać się dobroczynną, jeżeli dawnym zwyczajem dokona on przekazanych przez przodków czynności niezrozumiałych, lecz pełnych siły magicznej, obezwładniającej złe duchy niewidzialne larwy, służebnice Mary, bogini okrutnej i ponuro groźnej.
Czyż mógłby na te obyczaje innem okiem spoglądać człowiek bagienno-leśny — rybak, który w czarnej toni „rieczyszcza“ widzi blado-sine kształty rusałek, wabiących go nagością wybujałych piersi i złocistemi strugami włosów? Czyż zdolny byłby nie wierzyć wieszczbom i „zahoworom“ starych wołchwów i wróżbitek łowiec, w mroku puszczy spostrzegający niesamowity trop „lesowika“, wilkołaka i samego djabła, a w niepogodne noce jesienne, w poświście i porykach wiatru słyszący pogwar, jazgot i wycie wiedźm, dążących na nieznany nikomu „Albordż“ poleski — „Owidiasowu horu“, aby nabrać tam sił na „zawitki“ i „załomy“, na „uroki“ i czarną dolę.
Wszystko wokół Poleszuka pozostaje tajemnicą, grozą i ponurą mistyką pogańską, toteż okrywa on nawet obrządki chrześcijańskie mchem i śniedzią starej słowiańszczyzny Swaroga, Peruna i Kupała —