Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

Różne legendy — a zawsze obce, z Rusi kijowskiej i moskiewskiej tu zaniesione — wiążą się z niemi, a nawet takie, co przebąkują o miejscu śmierci lub pobytu Owidjusza Naso, wygnańca rzymskiego; pokryjomu, w strachu przed popem mruczą Poleszucy o Wicie, słowiańskim bogu wojny, i o siostrzycy jego — bogini Lado; brzmią tu jeszcze gadki o normandzkich Wikingach, założycielach Turowa na Prypeci, wielkim kneziu kijowskim Włodzimierzu Monomachu i o władcy Litwy — groźnym Gedyminie.
Echa to są dawnych, najdawniejszych dziejów... zamierzchłych, siwych, ni to stare wierzby rosochate, ni to mchem przeżarte głazy granitowe, — daleki pomruk zbutwiałych i zmurszałych czasów.
Ileż to podświadomych, we krwi pozostałych wspomnień działa tu nieprzerwanie, to słabnąc, to znów wybuchając z nową siłą i popychając do czynów rozpaczliwych lub szalonych. Na każdym tu kroku czają się cienie pradziadów, których śmierć spotkała z ręki najeźdźców. Te to cienie jęczą i wzdychają po nocach, one to majaczą w oparach leśnych, szepcą o gwałcie strasznym i zemsty żądają od prawnuków.