Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/45

Ta strona została przepisana.

nały najpierw małe, jak gdyby wylękłe strumyki, a potem większe, z pluskiem spływające na lodową powłokę rzeki i żłobiące w jej brzegach spadziste rozłogi, a gdzie, jak na Horyniu, środkowej Prypeci i Słuczy, ku prądowi się kłonią strome a spadziste spychy nadbrzeżne, strumienie wiosenne ryły jary głębokie. Nic się od pradawnych czasów nie zmieniło! Woda topniejących śniegów tak samo wpada do rzek i jezior, wypełnia je ponad miarę, aż zaczynają podnosić krępującą lodową pokrywę i łamią ją. Nie jest to jednak groźna walka żywiołu, gdy prąd z rykiem, pluskiem i zgiełkiem zrywa i kruszy lód, olbrzymie tafle kry ciskając na spychy i łachy.
Rzeki poleskie — duże dopływy Prypeci, tak samo jak małe, powolne są, nieufne w swych przejawach, niby się wahające w zamierzeniach. Zdać się może, że same nie wiedzą, dokąd mają skie-