Potężny zwierz trafiał w nią racicą, padał i w rozpaczliwem miotaniu grzązł beznadziejnie, a wtedy dwunogi drapieżnik z łatwością już dopadał go i dobijał siekierą lub grubym kijem.
Poleszuk znał wszystkie rykowiska łosi i, ledwie się rozpoczynały, zaczajał się już przy nich po nocach i przez trąbę — wabidło wydawał głuche, tęskne stękania: och — och — och! Na ten zew namiętności szły mocarne byki, aby stoczyć ze sobą krwawy bój o obojętne klempy, cierpliwie oczekujące miłosnych pieszczot zwycięskiego samca.
Na rykowisku po zwabieniu łosia, rozlegał się cichy strzał Poleszuka, — cichy lecz pewną zadający śmierć. Łowiec miejscowy nie lubi, unika strzału, bo kosztuje drogo, no — i może ściągnąć czujnego leśnika lub nawet patrol pobliskiego K.O.P.-u, — woli więc po dawnemu zastawić stępicę i ubić „rosochatego“ bez rozgłosu i zdradliwych plotek echa. Łosie poza rezerwatem Radziwiłłowskim przechowały się jeszcze tam i sam na Polesiu.
Spotyka się je koło Kossowa, Iwacewicz, na Hrywdzie i Bobryku, gdzie królewski ten zwierz znajduje samotne schroniska i potrzebną mu paszę. W poszukiwaniu jej przekoczowały tu łosie z Puszczy Białowieskiej, wypierane przez jelenie, i spoza kordonu rosyjskiego, gdyż, tępione tam bezkarnie i bezmyślnie, coraz częściej przechodzą na polską stronę, gdzie czują się bezpieczniejsze.
W tych samych prawie miejscowościach ukrywają się również niedźwiedzie, niemiłosiernie ścigane przez naszych wschodnich sąsiadów. I znowuż nieprzemierzone a dobrze zagospodarowane puszcze Radziwiłłowskie stanowią i dla niedźwiedzia schron pewny.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/87
Ta strona została przepisana.