Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

wiecznego! — przetłumaczył inżynier słowa modlitwy arabskiej, którą powtarzał modlący się tłum.
Zwiedziwszy malowniczo położony bulwar, ciągnący się wzdłuż wybrzeża, wsiedli do łodzi i powrócili na statek.
Wkrótce parowiec, ryknąwszy przeraźliwie, podniósł kotwicę i ruszył w dalszą drogę.
Podróżnicy widzieli na horyzoncie, rzucającą w nocy jasny snop promieni potężną latarnię morską, stojącą na północnym przylądku wysp Kanaryjskich, a od wschodu inne — słabsze, świecące z brzegu afrykańskiego.
Chłopak przyglądał się falom, połyskującym w mroku srebrnemi i zielonemi ognikami. Kapitan opowiedział mu, że te iskierki w wodzie to są drobne istotki, świecące w ciemności. Jedne z nich oświetlały sobie tym sposobem drogę, inne — wabiły do siebie jeszcze bardziej drobne żyjątka, na które napadały i pożerały.
W dzień Jurek, rozparty na leżaku, obserwował coraz to nowe zjawiska.
Pewnego razu spostrzegł, że powierzchnia morza pokryła się niby łuską drobnemi falami. Ocean zdawał się kipieć.
Chłopak podszedł do stojącego przy burcie marynarza i spytał go, co się to dzieje na morzu.