Drapieżnik unosił w szponach zielonego ptaka.
Papużki otoczyły go wkrótce ze wszystkich stron, podlatywały do straszliwego wroga i nielitościwie skubały go. Coraz częściej leciały wyrwane mu pióra i wyszarpnięty puch.
Śmiałym i zgodnym atakiem małe ptaki zmusiły olbrzyma do zwolnienia porwanej papużki. Rozpaczliwie machnąwszy skrzydełkami, spadła w zarośla trzcin, skrzecząc trwożnie.
— Widzisz, synku, jak to w naturze każdy ptak i każde zwierzę czyha i napada na inne — słabsze i bezbronniejsze? — zapytał pan Waniewski. — Tak też dzieje się i wśród ludzi... To — wielki grzech! Przecież pamiętasz przykazania Boskie i naukę Chrystusa Pana?...
— Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego! — natychmiast odpowiedział Jurek.
— Właśnie! Właśnie! — westchnął ojciec. — Tymczasem ludzie walczą ze sobą nietylko podczas wojny ale i w życiu codziennem — oszukując się, mszcząc i rzucając sobie ciężkie oszczerstwa...
Pan Waniewski umilkł.
Jurek też się nie odzywał, bo nagle zrobiło mu się czegoś smutno.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.