z łatwością maszerują po osiemdziesiąt kilometrów na dobę. Zapewne żerują teraz gdzieś przy granicy Liberji! Ostrożne to i czujne zwierzęta!
Inżynier zaczął opowiadać synowi o obyczajach słoni afrykańskich. Jurek dowiedział się, że są daleko dziksze od indyjskich i z trudem dają się ułaskawić. O przyzwyczajeniu ich do pracy, jak to czynią Hindusi ze swemi słoniami, nie może być mowy.
Chłopak dowiedział się niezwykle ciekawych rzeczy o tych olbrzymich zwierzętach. Pan Waniewski opowiadał mu o wywiadach, czynionych przez stare słonie, o napadach ich na pola murzyńskie i o dalekich wyprawach, odbywanych w poszukiwaniu dzikiej papryki.
—— Piekące strączki tej rośliny służą słoniom jako lekarstwo. Stwierdzono już nieraz, że ranne słonie kurują się papryką, która szybko goi głębokie nawet rany.
— To zupełnie tak, jak nasze psy! One też szukają jakichś ziół i zjadają je... — zauważył Jurek.
— Masz słuszność — potwierdził ojciec, zatrzymując nagle auto.
— Co się stało? — zapytał zaciekawiony chłopak.
— Musimy zapalić latarnie, bo za chwilę ściemni się zupełnie — rzekł inżynier i skinął na Herkulesa.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.