nowojorskiego, wymieniał nazwy wszystkich okazów, a Jurek pisał je na małych kartkach, przyczepionych do zasuszonych owadów.
Pewnego razu Herkules poprowadził chłopaka do dużego osypu kamieni, widniejącego na brzegu małej rzeki, płynącej przez dżunglę.
Murzyn przewracał kamienie grubym kijem.
Jurek spostrzegł wkrótce nigdy niewidziane stworzenia.
Wyglądem swoim przypominały mu raki. Ogony tylko miały niezwykle długie, cienkie i zadarte wysoko, a zakończone zakrzywionemi, ostremi haczykami.
— Skorpjony! — szepnął Herkules, ostrożnie biorąc zwierzątka dwoma patyczkami i wrzucając je do słoju ze spirytusem, zmieszanym z formaliną.
Były tam skorpjony żółte — większych rozmiarów i mniejsze — czarne, bardzo zwinne i ruchliwe.
W domu dowiedział się od Burneya, że zadraśnięcie jadowitym haczykiem skorpjona powoduje u ludzi opuchliznę, dolegliwy ból i gorączkę, a nawet zakażenie krwi, które kończy się nieraz śmiercią człowieka, zranionego przez trujący owad.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.