łem wznosiła się mała główka, ledwie widzialna na rozdętej w kształcie kołnierza szyi. Żółte oczy błyskały jej wściekle, w rozwartej paszczy występowały dwa zakrzywione kły, i szybko śmigał czarny język. Ogon żmiji prężył się i drgał.
— Uciekajmy, mussu, uciekajmy! — błagał Herkules i, porwawszy chłopca na ręce, przesadził pobliskie krzaki i wpadł do dżungli, mrucząc:
— Herkules nie bać się lew i pantera, zato bać się „naja“, o, bać się bardzo, bardzo!
Gdy do tartaka pozostawało jakie dwa kilometry, bo już dobiegał turkot motoru i zgrzytanie szybko obracających się, okrągłych pił, Jurek spostrzegł wysuwającą się z pod korzenia płaską, trójkątną głowę innej żmiji.
Wskazał ją murzynowi, pytając, czy to znowu nie „naja“, przypadkiem, lecz Herkules uspokoił go, mówiąc:
— Wipera... zwykła wipera... Żmija jadowita... lecz nie być żmija śmierci... Mussu Burney leczyć rany kłów wipery... gorące żelazo... dymiący kwas...
To mówiąc, wyciął długi pręt, rozwidlony na końcu i, zaszedłszy od tyłu, przycisnął głowę płazu do ziemi.
Gdy zdechła, włożono ją do blaszanki.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.