go kosmatą rękę. Jurek ujął ją w swoje ręce i poczuł gorącą, nieokrytą włosiem, sztywną dłoń małpy.
Pogłaskał ją łagodnie i podrapał starą za uchem.
Mrużyła oczy i poddawała się tej pieszczocie z przyjemnością i zaufaniem.
Szympans-samiec, przewalając się niezgrabnie i ociągając, powoli i ostrożnie zbliżył się po chwili do Jurka.
Stał przed nim długo, badając go szczegółowo, aż wreszcie, uspokojony już zupełnie, usiadł obok i, zaglądając chłopakowi w oczy, wyciągnął do niego rękę.
W ten sposób siedzieli we czworo, nic do siebie nie mówiąc.
Właściwie to tylko Jurek milczał, bo stare szympansy ustawicznie gadały coś do siebie, gestykulując rękami i strojąc przeróżne, nieraz bardzo zabawne miny.
Jurek, chociaż mu się na śmiech zbierało, zachowywał powagę.
Nie chciał obrazić małp, nie rozumiejąc ich mowy.
Pamiętał, że nieraz oburzał się na chłopców, którzy śmiali się z cudzoziemców, zasługując tem na nazwę źle wychowanych i niecywilizowanych ludzi.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.