Strona:F. Antoni Ossendowski - Przygody Jurka w Afryce.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Z żalem porzucał dżunglę, huczący i zgrzytający tartak, gdzie się uwijali czarni, zawsze uśmiechnięci robotnicy, rzekę, gdzie wynurzały potworne łby płochliwe hipopotamy.
Rozpłakał się nawet, gdy olbrzymi Herkules jął całować go po rękach i zalewać się łzami, a dzielny John Burney, ogarnąwszy chłopaka ramieniem, rzekł do niego:
— Do przyszłego roku, mały, miły przyjacielu! Powracaj do nas zdrów i miej duszę jasną, pełną dobroci dla ludzi i zwierząt, bo to daje szczęście i radość!
Pan Waniewski odwiózł synka do Grand-Bassamu i, poleciwszy Jurka i jego bagaże opiece kapitana, wsadził go na duży okręt, płynący z ładunkiem bawełny, oliwy i mahoniowych desek wprost do Gdyni — naszego polskiego portu na Bałtyku.

KONIEC.

Warszawa, 4 listopada 1932.