nęło doszczętnie, a i samo miasteczko odbudowywało się razporaz. Dopiero na początku w. XVIII-go klęski ogniowe ustały, a w czterdzieści lat potem Braniccy obrali to miasteczko za swoją letnią rezydencję. Przeszłość przekazała nam tylko ruiny pałacu hetmańskiego, chociaż pozbawiony dachu szkielet budowli pozwala dopatrzeć się w niej ścisłej niemal kopji głównej elewacji pałacu białostockiego. Stare, cieniste lipy otaczają rezydencję wielkopańską, tak barwnie przez J. J. Kraszewskiego opisaną w „Grzechach hetmańskich“. Od tarasu parkowego ciągnie się wśród wysokich drzew kanał, który miał upływ przez Choroszczenkę do Narwi. Malownicze mostki łączą jego brzegi, gdzie na św. Jana tłumnie bywało i hucznie — niedarmo bowiem pisał nieznany wierszokleta madrygalista:
A co prócz jadła użycia
Było tam jeszcze do picia,
Tego i wyliczać próżna!
Każdy wie jak jest zamożna,
Sławna po świecie piwnica
Naszego pana dziedzica!
Setki, tysiące przeróżnych typów przewijało się tu, intrygowało, frymarczyło, podszeptywało i plotkowało. Fruwał tu swobodnie Amor lekkomyślny, wypuszczając słodkie groty w serca elegantów z dworu Stanisława Augusta i zalotnych dam rokoko, wciśniętych w sztywne gorsety francuskie. Obrabiali tu interesiki, na własną prowadzone rękę, „konsyljarze“ hetmana — Beck, Starzeński, Matuszewicz, Węgierski i tajemniczy Mokronoski, przyszły małżonek „Pani Krakowskiej“. Choroszczańską posiadłość Branickich nabył w r. 1846