dowski, rotmistrz huzarów rosyjskich, Kazimierz Ostaszewski w r. 1850. Druga kapliczka św. Magdaleny stoi na starym zupełnie zarośniętym cmentarzu. Wzniósł ją również ten sam nabożny huzar. Kapliczka ta kłoni się ku upadkowi. Tylko proboszcz zagląda do niej w dzień Zaduszny lub turyści, ale nikt więcej, bo otaczające ją miasto umarłych samo już umarło.
Radziwiłłowie, odznaczający się bezgraniczną tolerancją wyznaniową, protegowali w Zabłudowie kolejno katolików, arjanów i reformatów, oni też zezwolili na wzniesienie bóżnicy żydowskiej w r. 1635. Nie posiada ona swoistego stylu epoki, lecz jest dziwną mieszaniną różnych motywów architektonicznych, a ostatecznie popsuto ją, dobudowując obszerniejsze pomieszczenie dla kobiet. Główna, najstarsza część budynku wykonana została z modrzewia z domieszką dębu i sosny. Ściany okryte wersetami z Pisma Świętego i modlitwami. W środku na bardzo kształtnych kolumnach wznosi się „bima“, ambona o trzech, pokrytych złotem kopułach. Zabytki i skarby synagogi stanowią: srebrna, kuta taca w stylu odrodzenia włoskiego, starożytne makaty, szaty, srebrna korona, księgi rytualne i stary, zmurszały już „Oren Keidosz“ — ołtarz z Dekalogiem, okryty „nieznanem“ pismem, przypominającem koptyjskie. Patrząc na ten dziwny gmach zzewnątrz, mimowoli odnosi się wrażenie chińszczyzny. Powyginane dachy, niezliczone galerje, ganeczki, balustrady, rzeźbione belki i przypadkowo, bez planu przylepione dobudówki. Nad miastem panuje kościół św. Piotra i Pawła, ostatecznie wykończony w r. 1840 przez Dominikową z Mniszchów Radziwiłłową, w późniejszem małżeństwie hr. Demblińską, która też zamówiła u Kolberga w Berlinie obraz do wielkiego ołtarza. Budowniczy miał za zadanie odtworzyć w minjaturze słynną katedrę wileńską, chociaż projekt pierwotny zeszpeciły dwie wieże. Pod naciskiem władz rosyjskich wprowadzono w kościele zabłudowskim nabożeństwo w języku rosyjskim i cerkiewno-słowiańskim; długo trwała o to walka, aż w r. 1870 śmiałe i mądre wystąpienie ks. dziekana Bernikiewicza odniosło skutek i nabożeństwa odprawiane były po łacinie. Czemś sędziwem, jakgdyby wonią starych ksiąg i pergaminów, lub suchą pleśnią krypt podziemnych tchnie Zabłudów, ale jednocześnie czemś bardzo swojskiem i dostojnem, mocnem i trwałem, jak te belki synagogi modrzewiowej, jak te nieznane już groby na starym cmentarzu, na który ziemia dawnej puszczy Błudowskiej ostatnim, zda się, wysiłkiem rzuciła gąszcz krzaków i traw wysokich, smutnie szeleszczących.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.