Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

pewne należała ona do Różańskiej — pierwszej z kompleksu poleskiego, z jeziorem Wygonowskiem w samym niemal środku. Od tych lasów Porozowsko-Łyskowskich odbiegają resztki nieistniejących już puszcz Mioduchowskiej, i Dreczańskiej które, niby mosty, łączyły je z puszczami Różańską i Świsłocko-Białowieską. Piękne to bory! Na piaskach wyrosły, bo hojnie nawarstwił je lodowiec, którego ślady widoczne są na każdym kroku: tu — zwaliska kamienne, niby kości szkieletu moreny dennej, tam — głazy narzutowe lub pagórki piasków mocno zleżałych. W wielu miejscach siekiery wieśniacze przetrzebiły bór niemiłosiernie. A gdzie się potworzyły szerokie halizny, tam młódź sosnową i liściastą gnębi już i głuszy jałowiec, potężnie tu rozwielmożniony. Koło wiosek tkwią kapliczki z drewnianemi malowanemi, figurkami Chrystusa frasobliwego. Koło wsi Nowy Dwór lasy sosnowe dobiegają do nieznacznego pozornie zeskoku gruntu i urywają się nagle. Bory znikają i widnieje tylko zbity gąszcz liściastych drzew, ponad które zrzadka strzelają wysokie, cienkie, często pochyłe sosny, nie mogące znaleźć oparcia dla swych korzeni, zatruwanych wodą kwaśną. Gęste trzciny kryją tam mokradła niewysychające, przechodzące dalej w ogromne trzęsawisko.
Na tej błotnistej nizinie, gdzie unoszą się nad czorotami stadka kaczek, ni to zakłopotanych, ni to wylękłych, a na niewidzialnych kępach jęczą kuliki i wrzeszczą czajki, drwiąc sobie może z lisa, łasicy i człowieka, — poczyna się Jasiołda. Tu przebiega granica Polesia i za nią to rozparły się te hała i biele, co na południu znikają za widnokręgiem. Są to błota Wielki Uhoł i Białe, albo Dzikie, a nad pierwszem z nich wznoszą się dumnie, niby złote kolumny, majestatyczne sosny na wysokiem, piasczystem uroczysku Kornedź. Ostatni to Mohikanie w szańcu nad bagnami... W borze dymią smolarnie, terpentyniarnie — echa dawnych „bud“. Nazwa majątku — Prochownia przypomina o tem, że fabrykowano tu w w. XVII-ym prochy, a Rudnia i Huta — o istniejącym przemyśle metalurgicznym, obsługującym ludzi wojny. Ale to dawne czasy... Nikt już o tem nie pamięta, ani po wsiach, ani w miasteczku Łysków, co to należało niegdyś do rycerskich rodów Kłoczków, Bychowców i Dziekońskich, broniących tej ziemi i krzewiących na niej kulturę polską. Pozostały w okolicy fundamenty i podziemne przejścia w Horodysku, gdzie stało zamczysko Kłoczkowskie, ale zarosły już one krzakami i wiszem. W miasteczku przetrwał liczne burze kościół z cudowną Bogarodzicą, z lochami, tajemnemi przejściami w murach i staremi ornatami w zakrystji.