Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

wichry w szale rozbestwionym chyliły te nasze sosny masztowe? Jakie morza w dobie zwary mglistej ciskały na nie syczące płaty słonej piany? Jakichże to szyprów znamienitych komendę, rzucaną z kasztelów, słyszały te maszty od stali mocniejsze? Z jakiemi, kiedy i gdzie zmagały się burzami? W jakiej kipieli i na jakich oceanach znalazły grób bez znaków i wspominków? Czy słyszałyście o tem, sosny Białowieży? czy nie dobiegała was nigdy siewierz od Bałtyku i nie szeptała wam o tych, co już odeszły, chociaż wy w oplocie swych korzeni wężowych trzymacie mocno ich pnie zapadłe w będzinie przegniłej i w piasczystych warstwicach?
Wszystkie tu drzewa odmienne są i dziwne... Nie pozna tu mieszczuch ani dębu, ani lipy... Trzysta i pięćsetletnie dęby nie rozrosły się tu wszerz, jak te krępe, przysadziste mocarze równin naszych i parków; wybujały zato wgórę prostemi kolumnami bez konarów i narości i dopiero u szczytu rozrzuciły gałęzie, tworząc małą koronę, bo o miejsce pod słońcem walczą tu z niemi olbrzymy, o słoneczne wino i szał słoneczny zazdrosne.
Ponad wszystkie piony gonne wybił się świerk, — najwyższe z drzew naszego lądu. Taki król nad króle stoi w Parku Narodowym, wpobliżu brzegu rzeczki Hwoźny i z wysokości 47 metrów majestatycznie spoziera na bardziej przyziemną brać iglastą i liściastą. Świerki niebotyczne rzucają wokół siew obfity, płodne i o nieśmiertelność stroskane. Pada on nieraz na gałęzie drzew okolicznych. Spadł tu niegdyś wiatrem porwany na 500-letni dąb jagielloński, a na jego popękanym konarze wyrósł młody świerk, korzenie swe wdrążywszy w spróchniały miąższ ramion starca. Na innych jego gałęziach, niby na glebie żyznej, szumią jarzębiny. W pobliżu również stary dąb runął już i leży, pokonany przez czas, który jest śmiercią i odrodzeniem. I lipy też wybujały tu niezwykle, gładkie, o gałęziach i listowiu, na szczycie szemrzącem jedynie. Daleka tam droga dla pszczół, co tu po biały „lipiec“ z pasiek i barci zalatują, zwabione zewsząd, bo wiatr niesie hen — w przestworze miodową woń złocistego kwiecia... Na lipowych rozłogach rozsiadły się krzaki jemioły. Niedaleko od drogi w południowo-zachodniej części parku, w małej kotlinie bagnistej — stłoczyły się różne drzewa: osiki, brzozy, dęby i świerki. Nad Orłówką ciągnie się jesionowo-olszowy las, — a w nim niebrak świerków, brzóz, dębów i grabów, od dołu pionów zdobnych w płaszcze bluszczowe. Wszystko umieściła tu natura! W parku znajduje się nawet bór bagienny, gdzie z mchów, wełnianki, żórawiny i trzcin wyrastają bajraki —