rostków, „mocnych w garści i nożyskach“, wprawionych do władania bronią i do dosiadania rumaka, pod kierunkiem zaufanego wychowawcy i „bakałarza“ wysyłano do puszczy, dodając im do posługi i obrony mniejszy lub większy oddział pachołków zbrojnych i tabor, zaopatrzony w żywność, sieci i niezbędną „obierz“ łowczą.
Gdy puszcza otaczała już przybyłych, odrazu rozpoczynało się dla nich nowe życie, zapowiedź przyszłych zapasów bojowych i uciech rycerskich w obozach po krwawych a zwycięskich bitwach. Służba stawiała namioty lub kleciła „szatry“ z gałęzi; wśród kilku kamieni płonęło ognisko, a w kniei daleko nieraz od obozu tkwiły czaty. Niezbędne były one w puszczy, gdzie często skradał się Jadźwing mściwy, Prusak, Krzyżak lub Litwin, do tych borów i „grondów“ wyciągający chciwe ręce, gdzie czaiły się lotne watahy wszelkiego ludu niespokojnego, rozbójnicy, wygnańcy, infamisy, zbrodniarze, skazani na karę śmierci, zbiegowie z grodów krzyżackich, ze Żmudzi, Inflant i Rusi; gdzie też nieraz za młodą latoroślą znakomitego rodu sunął, jak wilk, tropiący młodego jelonka, jakiś rywal mściwy, czyhając na życie wroga. Tak też przydarzyło się ongiś Bolesławowi Krzywoustemu, napadniętemu przez Pomorzan na łowisku puszczańskiem. — Jakżeż często przychodziło tam do krwawej rozprawy, do śmierci lub zwycięstwa, gdyż jedynie takie wyjście uznawał ogół i honor rycerski! W historji osadnictwa polskiego w puszczy zanarewskiej niemałą rolę odegrały zapewne wyprawy młodzieży szlacheckiej. Coraz bardziej ku północy wypierały one Jadźwingów i ku Niemnowi Litwinów, chociaż zdaćby się mogło, iż bezpośrednim ich celem łowy były jedynie. Młodzież tropiła tam zwierzynę — żubry, łosie, jelenie, niedźwiedzie i rysie, przyzwyczajała się do trudów obozowych, do niezmiernie ciężkich marszów poprzez haszcze, mokradła i rzeki. Potykając się z niedźwiedziem, żubrem i odyńcem, młody łowiec musiał skłuć je szybko i sprawnie oszczepem, nie oglądając się na bacznych na zdrowie panicza „brońców“, zbrojnych w rohatyny i siekiery. Nieraz łowy takie okupywano kalectwem i śmiercią. Długosz opowiedział nam o złamaniu nogi przez Kazimierza Wielkiego a także przez Jagiełłę. Stefan Batory, jak twierdził jego lekarz, Szymon Simonius, umarł, zaziębiwszy się na zimowych łowach w puszczy w okolicach Grodna. Ostatni potomek z rodu możnych Tęczyńskich padł na łowisku, rozpruty szablami ogromnego odyńca, jednego zaś z Szydłowieckich połamał niedźwiedź w puszczy Jaktorowskiej, ale kroniki o niektórych tylko pisały, a puszcza w sobie zamknęła tajemnicę zdarzeń.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.