Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

najeżał pion ostremi hakami, lub zawieszał „samobitnie“, strącające kudłatego rabusia na ziemię, i kolebki, z których bury niecnota wypadał na ostre kołki, ginąc od nich lub od siekiery zaczajonego wpobliżu bartnika. Gdy pszczoły „potworzyły“ dużo złocistego a cennego „lipcu“, bartnik podbierał miód, „podmietał“ barć i „łaźbił“ pszczoły. Czynił to pilnie, aby zabezpieczyć je na zimę przed głodem i mrozem. Rzadko posługiwał się wprawny bartnik „wąklicą“ z „podkurem“ i sitkiem, bo go pszczoły nie żądliły, jakgdyby wiedząc, że dzieli się z niemi sprawiedliwie. Płaciły mu daninę miodem za bezpieczeństwo i spokój tak samo, jak on znów woskiem i miodem oddawał „nastawę“ od każdej „rączki“ miodu i od każdej kopy kamieni wosku, jak płacił dziedzicowi „kunne“ za prawo posiadania flinty do bicia zwinnego drapieżcy. Wytłoczywszy i sklarowawszy miód, „szmelcował“, we „wrąby“ i „kamienie“ fasonował wosk i sprzedawał swój towar właścicielowi boru lub kupcom-Żydom, a potem, jak o tem mówi znawca ludu Z. Gloger, mawiał z pogodnym uśmiechem na opasłej twarzy:
— To moje żniwo i pszenica, bo u nas w puszczy jeno piaski szczere i innej pszenicy ze swego plonu nie mamy!...
Cicha to, słoneczna, radosna acz trudna praca — bartnictwo! Zrzadka tylko zakłóca ją ptak-szkodnik, czworonożny rabuś lub choroba pszczela, gdy to, nie zwlekając, należy „spuścić“, ściąć drzewo z zarażoną barcią, uśmiercić rój i okurzyć cały „stan“ i rynsztunek bartny. Jednak nikt nie poznałby spokojnego zawsze i małomównego pszczelarza, gdy gdzieś w jego borze