Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwne, znali też leki na pszczoły, godziny i dnie na „podłazy“ i na „twórz“ — a wszystko, niby stare świerki, brodatemi porostami siwemi okryte, pleśnią wieków przeżarte, szemrzące starczym głosem pogańskiej słowiańszczyzny — tajemniczej, jak owa „gawędź“ roju pszczelego, odurzonego jałowcowym ostrym dymem podkuru.
Miód — owa „pszenica“ bartna, zlany do „rączek“ — kadzi 10½-garncowych, poznaczonych znakiem boru i starosty bartnego płynął potem Narwią, Bugiem, Wisłą do Gdańska, Królewca, Szczecina — a Niemnem — do Rygi: wraz z „rączkami“ wysyłano „wrąby“ lub „kamienie“ wosku, również zaopatrzone w borowe herby bartnika, starosty, a nawet właściciela puszczy na potwierdzenie czystości towaru. Wielce bowiem dbano o niego, bo przecież uznawano go za pieniądz, daninę i najcelniejszy towar eksportowy.
W puszczy północnej, szczególnie zaś na ziemiach Prusów, gdzie rozsiedli się Mazurzy, oraz w Kurpiowskiej czyli Myszynieckiej od czasu, gdy wdarł się w ostępy lud bartny, rozpoczęło się zdobywanie „złota północy“. Pokłady bursztynu na ziemiach Polski współczesnej ciągną się od granicy Prus Wschodnich, od Pełty na Myszyniec i na Ostrołękę. Jest to pas długi na 42 km i szeroki do 24-ch, stanowiący odnogę tak zwanego „bursztynowego wybrzeża“ Bałtyku, z ośrodkiem najobfitszym w Palmincken. W trzeciorzędowych warstwach zalegają tam mniejsze i większe kawały kopalnianej żywicy, co wyciekła niegdyś z cho-